czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 2


     Tata zaparkował na dużym parkingu, gdzie roiło się już od rodzin, których dzieci jadą na letni obóz. Duże zbiorowisko zebrało się nie daleko autokaru, odpowiedzialnego za zwiezienie nas na miejsce. Z tego co wiem, mamy jechać nad morze. Jest to w pewnym sensie pocieszenie, ponieważ będzie mi się łatwo od izolować od grupy młodych ludzi. Zamiast chodzić zwiedzać, będę siedziała na gorącym piasku, aż spale się do takiego stopnia, że nie będę w stanie chodzić.
Tak bardzo się cieszę, że aż nie mogę ukryć sarkazmu.
Wysiadłam bez słowa z samochodu, wyciągając jedną słuchawkę z ucha, jednak w drugim uchu ciągle słyszałam utwór Eda Sheerana. 
Tata pomógł mi wyciągnąć walizkę z bagażnika, a następnie deskorolkę i umieścił rzeczy przede mną. Zdążyłam w tym czasie założyć plecak i sprawdzić godzinę. Wyświetlacz wskazywał parę minut po czternastej.
Ugh, po prostu super. Muszę tu czekać jeszcze jakieś dwadzieścia minut. 
 - Kochanie, czas nas goni. Musimy jechać, bo spóźnimy się na samolot. Poradzisz sobie prawda? - powiedział ojciec.
Zastanawiałam się, czy to przypadkiem nie żart, ale okazało się to prawdą, kiedy odjechali w najlepsze, zostawiając mnie samą na środku parkingu. Nie wierzyłam własnym oczom.
Jebać was wszystkich. 
     Usiadłam na ciepłym asfalcie, nie przejmując się krzywymi spojrzeniami otaczających mnie osób. Wyciągnęłam z plecaka książkę i najzwyczajniej w świecie zaczęłam ją czytać, a padające na mnie promienie słoneczne otulały moją drobną sylwetkę. Słyszałam radosne okrzyki i rozmowy. No tak, oni cieszą się z wycieczki. Ja nie zbyt i nie będę się cieszyć, dopóki nie nadejdzie dzień, w którym opuszczę tamto zadupie. Chyba jeszcze nigdy nie byłam bardziej wkurzona.
Wreszcie usłyszałam, jak opiekuni zaczęli wołać nas w stronę autokaru, by nas policzyć. Niechętnie podniosłam się z miejsca, prostując wszystkie kości. Było mi bardziej gorąco, niż wcześniej.
Targałam za sobą ciężką walizkę i wyzywałam siebie w myślach, w jakim celu wzięłam aż tyle rzeczy, kiedy usłyszałam rozbawiony, śmiesznie brzmiący głos za mną.
 - Czekaj mała, może Ci pomóc?
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam luźno stojącego bruneta w okularach. Miał na sobie czerwone spodnie i białą koszulkę w granatowe paski. Uśmiechał się szeroko, ukazując białe zęby.
 - Nie dzięki. Jak widzisz radzę sobie. - odburknęłam i nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam ponownie przed siebie.
     Zaczęła się zbiórka i liczenie każdego po kolei, przez dwóch opiekunów - młodą kobietę o blond włosach i umięśnionego mężczyznę, wyglądającego na około trzydzieści lat.
 - Jade Thirlwall? - usłyszałam swoje imię wyczytane przez blondynkę, więc uniosłam rękę. Zauważyła mnie i odnotowała moją obecność, następnie dając mi znak, bym oddała bagaż i wsiadła.
     Gruby mężczyzna, który jest kierowcą zabrał ode mnie bagaż. Wsiadłam do środka autokaru. Zajęłam miejsce przy oknie, bardziej z tyłu. Jazda nie minęła tak źle, pomimo tego, że panował hałas, który słyszałam poprzez puszczoną na słuchawkach muzykę. Na całe szczęście nikt się do mnie nie dosiadł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz