sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 4

     Odnalazłam domek z dużą cyfrą 5, wymalowaną czarną farbą, na drewnianej powierzchni z desek, nad framugą białych drzwi. Wspięłam się powolnie niewielu schodkach prowadzących ku wejściu i po paru głębokich wdechach nieśmiało zapukałam. Niecierpliwie czekałam, obijając podeszwa czarnego vansa o drewniane podłoże. Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi z wewnątrz. Nie zamierzałam dłużej czekać, aż ktoś łaskawie zdecyduje się mnie wpuścić. Sięgnęłam po klucz, ale drzwi były otwarte, co okazało się po naciśnięciu klamki i mnie nie specjalnie zdziwiło. Mężczyźni nie są zbytnio odpowiedzialni. Nie obchodzi ich to, że ktoś w każdej chwili mógłby wejść do środka i coś ukraść.
Bo po co używać mózgu? 
      Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi, sprawiając, że się otworzyły. Ukazało mi się małe, skromne pomieszczenie, które było najprawdopodobniej przedpokojem. Wzruszyłam ramionami, oglądając się po ciemnoniebieskich, pustych ścianach. Zamknęłam za sobą drzwi - tym razem na klucz - i zostawiłam swoje rzeczy pod szafką, przeznaczoną najpewniej na buty. Vansy kopnęłam gdzieś pod drzwi i poszłam się trochę rozejrzeć, kierowana wrodzoną ciekawością. Zauważyłam trzy pary drzwi. Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po pierwsze, skąd wydobywał się największy hałas. Pociągnęłam je ku sobie, otwierając je na oścież. Ukazało mi się wnętrze, które okazało się salonem, o także nie za dużym metrażu. Jednak nie to było najważniejsze. Przede mną stało, siedziało, a nawet leżało pięciu chłopaków. Stałam jak wryta. Spodziewałam się bardziej, um, szpetnych? Coś na wzór pryszczatego nastolatka mającego obsesję na punkcie gier komputerowych, nie wychodzącego prawie z domu, wysłanego przymusem na obozowisko. Oni tak nie wyglądali. O, na pewno nie.
Sparaliżowana stałam, nie mogąc się odezwać. Oni uśmiechali się głupkowato, lustrując mnie od góry do dołu, największą uwagę skupiając na moim odsłoniętym brzuchu, przez krótki crop top. Poczułam się nieswojo, moja twarz, w większej części na pliczkach, oblała się różem.
 - Pomyliłaś domy, skarbie? - usłyszałam ten sam lalusiowaty głos, jaki proponował mi pomoc z walizką. Spojrzałam w bok, gdzie stał owy osobnik patrzący na mnie z szerokim, głupkowatym uśmiechem. Jego brązowe włosy były w nie ładzie - zgaduję, że po długiej podróży autokarem, koszulkę w paski miał lekko wymiętą. Stał bosymi stopami na panelach, opierając się w nonszalancki sposób o ścianę, pomalowaną kremową arbą.
 - Tak się składa, że mam tu mieszkać. - zmierzyłam go wzrokiem, krzyżując ramiona na piersi.
Wybuchło nie małe pomieszczenie. Ja rozumiem, że na takich wycieczkach nowością jest, że dopuszcza się spania dziewczyn z chłopakami, ale to przerosło moje oczekiwania ich reakcji. Zaczęto pogwizdywać, wiwatować, głośno prawić sprośne komentarze.
Ej, halo! Ja tu jestem, idioci. 
No nic. Przeszłam środkiem pokoju, czując na swoim ciele pięć par oczu. Usiadłam jakby nigdy nic na jednym z foteli i założyłam nogę, na nogę. Chłopak w koszulce w paski od razu pomaszerował w moją stronę i usiadł na prawym podłokietniku. Dalej nie schodził mu z ust ten wymowny uśmiech, aż zachichotałam cicho.
 - W takim razie witamy w domu, skarbie! - wykrzyczał mi w prost do ucha i ześlizgnął się z oparcia, wprost na moje kolana. Zaśmiałam się głośno, z jego poczynać, ponieważ niecodziennym doświadczeniem było mieć chłopaka siedzącego na swoich udach. Zaczął mnie dziko łaskotać, przez co spazmatycznie wiłam się pod jego ciężarem. Pozostała czwórka wtórowała nam gromkimi chichotami.

4 komentarze:

  1. Czemu nie piszesz kolejnego rozdziału ? Uwielbiam ten blog ! Pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napiszę w weekend Xx Dziękuję za miłe słowa. :)

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award : http://astridandsimon.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że powinnam dać Liebster na tym blogu, ale dam także na Impossible, ponieważ to mój głowny blog. Dziękuję za nominację Xx

      Usuń